14)
CZAS TABORÓW ZA NAMI

13)

12)

11)
10)

9)

8)


7) Siódme Wydanie Bajki
6) Szóste Wydanie BAJKI
5) Piąty TOMIK wierszy
Aniela Książek-Szczepankowa
„ Korona odpowiedzialności” w słowie poetyckim
Madonno,
Klęczę przed Tobą,
Syzyf
Wszystko jest dla mnie
Kamieniem
Cały świat
I chleb
I Ty
I Bóg
R. Brandsteatter, Hymn Syzyfa,
Hymny Maryjne, s.182
Łatwo przywoływać syzyfowy wysiłek,
nie dostrzegając ciężaru, istoty kamienia.
W tomiku Ukoronowanie
Janusz Kowalkowski zmaga się właśnie z trudem poetyckim,
ze słowem, które „ściga się” z myślą twórcy,
łudzi treściami i zaprzecza, obrazuje i zawęża przedstawienie do szczegółu.
Uogólnia też i rozszerza swój własny zakres znaczenia.
Tytuł liryka Niepojęta miłość stawia czytającego przed Stwórcą.
Jakże zawęziliśmy, w potocznej mowie, znaczenie słowa miłość!
A przecież jest ona niepojęta , jak niepojęty jest Stwórca. Kochany,
wielbiony na kolanach za dziesięcioro boskich przykazań, które „udobruchały świat.”
Jego niezmienna tożsamość poza czasem, nieustannie wyciąga „niekrwawiące dłonie”, mówiąc o miłości „językiem niemych usta”, jako znakiem dla wybranych – nawet dla pogrzebanych kości. „Niepojęta dla człowieka”, miłość jest atrybutem Boskości.
Ale jakże można pojąć to, co Niepojęte ,
kiedy trudno zrozumieć pouczające zdanie mówiące o tym,
że każdy jest kowalem swego losu.
Co to znaczy?
Czy każdy sam dla siebie jest lekarzem,
duchownym „indywidualnej religii” kreślarzem poezji, malarzem wyobraźni”?
Czy to nie za wiele?
Najważniejsze kryje się w końcowym pytaniu poety:
„dlaczego nie można zwyczajnie być sobą?”
Może brak wzoru…? ( Analiza)
Brak też rady na to, jak „wybaczyć nieszczęściu”.
To uosobienie zadziwia, ale znajduje się obok innych personifikacji,
poddanych nikłemu oddziaływaniu „oceanu miłości”.
Podobno dziś, nawet „księżyc-emeryt nie świeci zakochanym.
”Czy można zatem mieć żal do nieszczęścia,
że znalazło kogoś i „drobiazg” zwany „człowieczeństwem.”?
(Wybaczyć nieszczęściu) Ta pierwsza część tomiku wprowadza w to,
co koronowane i ukoronowane.
Kolejne teksty przywołują syzyfowe wysiłki ludzkiej codzienności.
Wiedząc, że najważniejszy jest człowiek,
otaczamy go jednak tanim miłosierdziem, oceniamy na gramy jałmużny,
dumni z własnego człowieczeństwa. (Najważniejszy jest człowiek)
Mini-liryki penetrują wnętrze czytelnika.
Poruszają bogactwo spostrzeżeń i myśli,
aby nie pozostało wyłącznie naszą własnością,
ale miało swój społeczny udział w życiu pokoleń,
okradanych z zapomnianych i niedocenionych wartości.
W cierniowej koronie rozważań ujawnia się istota człowieczego losu.
Na takie przemyślenia nie może się zdobyć prosty człowiek,
więc ulega podszeptom pogardy.
„Ja” liryczne oskarża świat o głupotę i prostactwo,
wykorzystywane dla przyziemnych celów,
lekceważących prawa ludzkości.
W takiej sytuacji człowiek nie zaznaje spokoju,
nawet Noc zamienia na czuwanie. Szuka przepowiedni, wróżby,
ale dla cyganki dłoń „odwrócona życiem do góry” mówi więcej niż słowa,
dłoń jest szczera.
Ta szczerość brzmi także w liryku „Odpowiedzialny za siebie”,
w słowach: „niczego bym nie zmienił”.
A przecież drżące palce i zmarszczki znamionują starość,
przypominają , że przed każdym z nas pojawi się „pusty ekran”
z napisem: „powtórki nie będzie.” ( Pusty ekran)
Może dlatego z pozycji osobistej powstał liryk Moja muzyka,
„lekarstwo na wszystko”.
Dźwięki „odbierają nieistotne słowa” w echu, szumie , ciszy,
w wołaniu akordów.
Podobny temu tekstowi, a nawet ciekawszy, jest liryk Muzyka z natury.
Postawa podmiotu lirycznego wiąże się tu muzyczną wrażliwością słuchu.
Dlatego „nisko gra trawa”, a „pięciolistna koniczyna układa się w dur.”
Audiowizualny odbiór piękna świata ujawnia się w całej pełni.
Dążeń człowieka nie zdoła jednak zadowolić to „co z natury”.
W drodze do doskonałości i sławy, zrywa on kontakty,
zapomina o mądrości i nie pragnie piękna.
Myśli, żyje , chce, nie przewidując utraty wszystkiego ,
co oznacza koniec jego świata.(Dążenia)
Podmiot wyznaje: nie jestem wrogiem natury, ani nauki,
ale ogłupiałych ludzi walczących o sławę, o władzę,
nie dostrzegających płaczu krzywdzonych, wierzących w odmianę człowieka,
chociaż ten odwraca się od nich „ dla chleba”.
Głód i chciwość decydują o postawach. ( Nie jestem wrogiem)
Nawet Bóg, sprawiedliwy i miłosierny, wydaje się wyobcowany,
nie włącza się ,bo wie najlepiej, że „na dole wszystko kruche”,
a „On sam jest końcem świata.” Jakże samotny musi być zatem i On i niebo?
Pytanie nie do rozwiązania. (Samotny Bóg)
Może posłuży wyjaśnieniem daleka przeszłość?
Cofa się w nią liryk Ukrzyżowane słupy.
Gruzowisko budowli, to nie pustynia, ale ślad bytu Rzymian.
Podążając tym tropem dochodzimy do Chrystusa.
Do faktu, że ukrzyżowanie zapoczątkowało nowożytność.
Co będzie dalej? Brak poetyckiej odpowiedzi. Trud daremny.
W tomiku pojawia się zatem wezwanie do matki mądrości, co wydaje się zwrotem
do Matki Bożej. Czy na pewno? Ową matkę „wiedzy niewiedzy”
uprasza się o blask jej potęgi, o szczerą miłość dla ułomnych,
o pozytywną rolę wykształconych, o cześć imienia matki w całym świcie,
o macierzyńskie zrozumienie prostaczków i o ich ufność w rodzicielkę.
( Matka mądrości) Swoistym podsumowaniem powyższych rozważeń jest liryk
Kapłani mądrości, Tu gorycz bytowania wywołuje stwierdzenie –
„poeci są dziś kapłanami mądrości.? Czy to słuszne?
U Janusza Kowalkowskiego spotykamy ujęcia przejawów życia budzące uśmiech,
lub domagających się znaku zapytania.
Np. tekst pt. Dzieci, których nie ma mówi o człowieku,
który jako dziecko boże, chce być nim do końca życia,
aby mu wiele wybaczano, jak każdemu dziecku.
Nie jest to możliwe, a co ważniejsze wiemy,
nawet ludzie nie potrafią sobie wybaczać.
Pojawia się zatem jeszcze jeden kolec w kornie cierniowej,
ofiarowywanej nam przez los. Zawsze jest jednak jakaś szansa.
Podobno gdy kończymy 40 lat mamy możliwość zmian w czasie nam danym.
Ludzie chcieliby się cofnąć , przeskoczyć zakręty, zostawić za sobą ból,
każdy jednak dostaje tyle, na ile zasłużył. (Kolejna szansa)
Podążają zatem ciągle za cieniem,
w „konfiguracji zdarzeń miesza się ich kolejność”.
Ostatecznie jedno jest pewne , „aby coś mogło się zacząć, musisz się urodzić.”
Marzymy więc. Wyobraźni dodano dziś skrzydeł ,
stała się obserwatorem marzeń i pragnień.
To ona stanowi pokusę „przewidywania jutra”, gdy dziś jest bezbarwne.
(Marzenie na jutro)…..
Najlepiej przewidywania Zacząć od chleba - złota myśl brzmi: „
Wcześniejsza od chleba, jest walka o chleb”.
Walcząc, liczyć się trzeba z otępieniem,
które przychodzi z ideologią, z wiedzą, z obłudą,
z wychowaniem i poniżaniem intelektu.
Jesteśmy odurzani „nic nie znaczącymi słowami,
ale niszczącymi.” (Otępienie) Świadomość powraca w chwilach bólu,
opuszczenia, odchodzenia bliskich.
Wobec nieuchronnej śmierci sensowne stają się słowa:
„dawniej chciałem być człowiekiem, teraz nie wiem.”
Taka myśl wiąże się krańcowo ze śmiercią JANA PAWŁA II,
który „w owieczki przemieniał wilki.” ( Drugi na ziemi)
Pojawia się także wizja osobistego spotkania z Bogiem i pytanie „Kim jesteś?”
Perspektywa śmierci budzi myśl o samotny odchodzeniu,
a także przewidywanie nieprzewidywalnej wieczności.
(Samotna śmierć) Bolesnym żartem jest liryk Inna perspektywa –
odesłanie duszy z powrotem na ziemię,
jeśli w niebie ciało przyda się do pewnych czynności i inicjatyw.
„Ja” liryczne nie wyobraża sobie niebieskiego szczęścia bez ludzkiej aktywności.
Ze świętymi też jest problem .
Są już obdarzeni wieczną światłością, „dla kogo więc noc rozdaje aureole?”
Trudno poecie-Syzyfowi dźwigać kamienie problemów na szczyt,
bez nadziei, że tam pozostaną, nie stoczą się z powrotem. Padają pytania.
Gdzie spocząć, gdzie jest Spokojne miejsce ?
Czy to prawda, że „tam, gdzie życie śmieci równe?”
A czy warto Zatrzymać życie ?
Odpowiedź zaskakuje – „Co warte istnienie bez przyszłości.”
A przecież to zegarek wyznacza człowiekowi czas śmierci
(Ze wskazaniem zegarka).
Problemy Syzyfowe mają ciężar kamieni.
Janusz Kowalkowski powraca uparcie do tragedii Sybiru,
tak jakby problemy śmierci z nim właśnie były związane (Gwiazdy wschodu).
Wymowne są słowa: „Bóg zamknął gabinet” – nie przyjmuje.
Czy nie interesuje Go los Sybiraków?)
Może przyroda powinna zatroszczyć się o miejsca na spoczynek,
zarówno skrzywdzonych, jak i zasłużonych? (Przyodziewek)
Trudno to akceptować (Usterka).
Tylko Nieśmiertelność pisze wiersze, ujawniając prawdę.
Poetycki szkic Tajgi, jest tego przykładem.
Na jej bezdrożach najsłabsi składali ofiary.
Podmiot liryczny podsumowuje sytuację:
jeśli ktoś mówi o piekle po śmierci, chcę umrzeć.
Obrazami ekshumacji przywołano też Wieczny spoczynek zmęczonych.
Żywi, uwodzeni wspomnieniami,
wracają. „Ukoronowani” pamięcią o ojczyźnie nie myślą o tym,
że „rozpocznie się stare po nowemu”. (Dla powracających)
I jeszcze kilka nowych kamieni dla Syzyfa. Bezwzględna miłość,
to jakby podsumowanie przeżyć wyniesionych z Sybiru.
Chociaż dalej „wieje od Wschodu chłodem,”
trzeba się nauczyć „bezwzględnej miłości.”
Niestety, teraźniejszość, to „zbieracz słów”, opowiadanie przychodzi później.
Dlatego stwierdzono nadużywanie słów o miłości - „nie będę mówił kocham”.
„Ja” poetyckie odczuwa pustkę, szczególnie jesienią.
Żali się : „w gąszczu ludzi – pustka’.
Pociągiem można dojechać tylko „do dzisiaj”,
a tu wszystko zaplanowane.
„Dzisiaj” pobudza Janusza Kowalkowskiego do ostatnich twórczych wysiłków
i konstatacji.
Stwierdza zatem: na aktywność powinien pomóc drink i jego skutki ,
ale to niczego nie rozwiązuje.
W liryku Napij się ze mną poznajemy stan osamotnienia.
Tylko „z drugiej strony lustra wszystko twoje”.
Nawet ostrzeganie przed pornografią nie spełnia zamierzonego celu ,
samotnych „ podgląda tylko jesienny deszcz.”
Samotność kryje się nawet w wygodzie, rozrywce, egoizmie,
uzależnieniach, jako protest przeciwko nieszczęściu.
Karty, cygara, kochanki dały córeczce pewnego ojca imię MARTWA.
Szkic równie wstrząsający, to Urodziny anioła w głębi kopalń syberyjskich.
Dziecko-anioł było bez szans, by pełnić swoją ludzką rolę.
Dlatego poeta podkreśla znaczenie modlitwy w „mrowisku” życia.
W dalszej części zbiorku sypia się kamyczki problemów jak lawina,
trudna do opanowania nawet przez Syzyfa,
bo każdy kamyk ma niemałą wagę .
Przypomniano np. ,że ludzi ocenia się tylko po wyglądzie zewnętrznym,
że hipnotyzuje się ich poprzez supermarkety,
że są trudności nawet z wezwaniem pomocy Anioła Stróża,
by doprowadził podopiecznego do nieskończoności.
Istotny jest w życiu punkt wyjścia, od nagości, z raju wywiedzionej,
do stwierdzenia - „dzisiaj jest złudzeniem”.
Poza tym należy brać po uwagę punkt widzenia – czyli
„ wszystkie nogi prowadzą przed siebie”,
z wyjątkiem tych, którzy wolą siedzieć.
A tymczasem dzieci wiejskie przy zabawie uczą się marzyć,
chociaż przed nimi niepewne jutro.
Szczęściarze , którzy mający wsparcie emeryta, dzielącego się tym, co ma .
Istnieją także bogaci żebracy.
Ci żyją dostojnie ze śmietnikowych resztek,
obawiając się tylko wyrzucenia z poczekalni dworcowej.
Inni, podobni tym dostojnym,
otrzymują z łaski niesłodzoną herbatę i suchy chleb
w przytuliskach dobroczynności.
Dla poety najważniejsza jest krytyka – „oblizywanie aforyzmów”,
jeśli są już gotowe.
Wszystko wskazuje na to,
że nie nazwiemy się aniołami i należy wątpić w szczęście niebieskie,
a starzec musi się jeszcze dodatkowo zgodzić na „ciężar marzeń.”
Czy pora odejść? Pewien dziadek miał nadzieję,
że przyjmą go do domu – ale nic z tego.
Przed nim czas umierania. Ludzie przecież znikają.
Mówią o tym wielkie daty historyczne, znani ludzie,
wielkie osiągnięcia w kulturze.
Tylko diament ma stałą wartość i piękno, wywołuje radość i chęć posiadania ,
ale ostatecznie to głaz, kamień niszczący człowieka.
Prawdą pozostaje natomiast miłość jesienna – dzięki której jesień jest bogatsza.
Czy istnieje jednak miłość ze świata bajek, „to wspólne twoje i moje”?
Liryczne „ja” ma przeczucie śmierci, wyobrażenie końca.
Nie chce, aby wierzby szumiały mu marsza Chopina. Prosi:
ty deszczu nie roń srebrzystych łez
ty moja droga
oddaj mi proszę
twoje spojrzenie
gest
Kolor oczu wiele kiedyś mówił – nic z tego, teraz są soczewki, fałsz.
Miłosne wspomnienia, to dziś talie kart – „żadna z nich nie jest warta ofiary.”
Mimo wszystko toczą się kamyki życzeń – szczęścia, zdrowia,
ale dobra tylko dla siebie. Radości? „Nie - mogę kiedyś płakać.”
Ostatecznie rachunek jest bardzo osobisty:
„życzę tobie tego, czego nie mogę stracić, dzieląc się z tobą.”
I jeszcze obrazek z jesiennej plaży – wiele mówi: nic się nie zmieniło,
„tylko buty profanują piasek.”
Tomik kończy liryk Chrzest ,
bolesne odczucie niespełnienia, jeden z cięższych kamieni dla Syzyfa:
dorośniesz
Świat legnie u twoich stóp
Modlitwy otworzą wrota słowom
Staniesz się wielkim
O dzień za późno!
Korona cierni splata się wokół skroni,
Syzyf dotarł do szczytu – głazy zamarły w bezruchu przeszłości.
Odpowiedzialność człowiecza za samego siebie uzyskała swój poetycki wyraz.
Cały tomik zdaje się pytać, poza przekazem mitycznym,
dlaczego Syzyf był SAM wśród ludzi ?
Aniela Książek-Szczepanikowa
„DAĆ SIEBIE…” ALBO POETYCKI BIOGRAM POLAKA
Teksty tomiku Janusza Kowalkowskiego Za progiem Polska – ujawniają prawdy, oszczędnie serwowane w mediach, jako godne łez odbiorców, tych, którzy ich nie dotknęli, ale włożyli między karty historii, bez cienia refleksji.
Za progiem Polska, tak blisko? Trzeba jednak ten próg przekroczyć i tu kryje się bolesny problem. Trzeba co najmniej uporać się z wieloma fenomenami w ramach szeroko pojmowanej polskości. Na przykład z tragedią wschodniego sąsiada, głodującej i zbuntowanej nędzą Ukrainy w roku 1936.
Oznacza to zrozumienie Jana i Iwana, między którymi „różnic nie było” -
ta sama bieda
ta sama wiara
a jednak
poróżniła ich zazdrość i niedosyt chleba (…)
za wspólne sąsiedztwo
za wspólnego Boga
w bydlęcych wagonach
obdartych ze wszystkiego
wpędzono sąsiadów do piekła
daleko
bez tożsamości zostawieni sobie
dalej byli ludźmi
lecz w innej osobie
W połowie żywi, obdarci z człowieczeństwa / konając na rękach najbliższych wydani zostali jak niewolnicy w ręce „uśmiechniętego diabła z gwiazdką ponad daszkiem” . Mieli wybudować sobie nowy dom „na stepie w pustce” , z czego - „z błota i trawy”? Cóż to za „twierdza przetrwania w czymś nieznanym”? Wolno też zapytać. Cóż to za „królestwo”, krwawym herbem wyróżnione? I nagle ja liryczne oznajmia: „ja żyję, wrócę, groby będą świadectwem zamiany czerwonych gwiazd w krzyże.” Myli się:
Matka o nich zapomniała
Skradziono im tożsamość (…)
wywiezieni
zapomniani
choć bez winy
ukarani
Dziś matka nie poznaje/wygnańców ze wschodu/ nieufnie spogląda(…) Bo komu potrzebne kundle Europy / odrzucone dzieci utęsknionej ziemi.
Czyż może być gorszy ból, niż odrzucenie przez ojczyznę? Czas łagodzi stopniowo to okrucieństwo, ale fenomen zbrodni trwa.
W 3 lata po ukraińskim ludobójstwie usłyszeli Polacy warkot niszczycielskich „Messerschmittów.” Generalna Gubernia stać się miała krajem niewolników, bez przeszłości i przyszłości, przydatnych Niemcom.
Zaraz potem grano „sztuki bez poklasku” , których reżyserami byli Stalin i Hitler, a sceną ziemie polskie. Otulonych ciszą śmierci, aktorów tych dramatów, niełatwo zrozumieć, przecież mówią zimnymi ustami.
Trudno też pojąć zgrozę przemocy roku 1981- panującej w ojczystych więzieniach. Dopiero, po przekroczeniu tego progu bestialstwa rodaków, można pomyśleć o domu dla siebie. Ale rozpętane siły okrucieństwa nie rezygnują, swoiście egzystują we wspomnieniach.
Niewidomy dom w ośmiu wersach ilustruje marzenie o domu, z czerwonym dachem, otwartą bramą i szpalerem drzew, zmieniające się pod wpływem obrazów krwawej przeszłości w koszmar niebytu – wybitych okien i strun fortepianu na płocie. Wspomnienia obrazują scenariusze nienawiści. Życie staje się w nich ponurą dekoracją. Reżyser Stalin wprowadza płonące kościoły, rozstrzelanych rodziców, na płocie powieszoną siostrę. Spektakl rozpoczyna pistolet – ten czyni to najlepiej. „Na bis został Kazachstan.”
Nic zatem dziwnego, że ten, kto był aktorem w takiej sztuce, budzi się nocami bezimienny jak wtedy, a ciemne kąty kryją i dziś „odgłosy kolb.” Tylko Bóg, który kazał zapomnieć i matka, która uczyła miłości, okładając łzami plecy pozwalają znosić te uparte nocne koszmary ( Powroty). Ich liczba jednak wzrastała z latami, ziarno nienawiści znajdowało warunki kiełkowania.
Cela w Rawiczu, to nie tylko „płaczące ściany”, „ inne powietrze”, niski sufit, ale widzenie niewidzialnego, świadomość, że w tych ścianach przebywali: lekarz, prokurator, komendant, ksiądz , a pozostały tylko cienie zamordowanych, odczuwalne niemal namacalnie przez nowych więźniów.
Skamieniałem
Nie było nikogo
Tylko cienie zamordowanych
Jak zatem żyć? - pyta liryczny podmiot i sam odpowiada od razu, jak inni. Oznacza to niemożność egzystencji w kraju „skłóconym czterema porami roku”, gdzie „niemowlęta sprzedaje się Bogu’, a „z miłości płacze każdy kamień”. Tu trzeba stać się „spadającą kroplą, krzykiem wronim”, aby zyskać aprobatę swojskości.
Upiory wspomnień powracają. Wprawdzie ojciec śpiewał „sto lat” po śmierci Stalina, ale widocznie nucił zbyt cicho, może głos na górę nie dotarł, na wyżyny poza światem, bo syn po nim podejmuje śpiew - „ludu, co ci uczyniłem…,” nie wiedząc komu przekaże dalsze skargi śpiewacze.(śpiew)
A przecież Młoda Polska – to rzeczywiście radosne przejście do młodej Polski. Teraz uwolniono nawet kłosy zbóż, drzewa goiły swoje rany, lwowiacy cieszyli się „relikwią racławicką”, literaci pisali, marszałek podkręcał wąsa, salutował. W przestworza uniosły się orły i samoloty. Polska była nareszcie wolna, ale nie uwolniona od wrogów. ( Młoda Polska)
Przyszli, „otworzyli piekielne wrota.” Podpalili Wieluń, zapłonęła Warszawa, pod niebem zatańczyły Messerschmitty, zniszczyły polskie samoloty, jak „samotną zwierzynę”, której „nadaje się tylko krzyż pośmiertny”.
Stało się. Ściana 9-go bloku wydaje świadectwa śmierci, rkm wybija marsz dla bezsilnych. (świadectwo ściany 9-go bloku) Dym nad Auschwitz opowiada bajkę dzieciom wchodzącym do nieba ( dzieci drugiego transportu). Tutaj śmierć wita się z gwiazdą Dawida a Żydzi piszą kolejny Stary Testament przed bramą obozu (ostania brama).
Pojęcia straciły swój sens, nikt nie rozumiał braterstwa więźniów bez winy, „trędowaty świat” nie wiedział, co to znaczy: nr 666874 pl.”
A tamto działo się naprawdę, egzekucje były codziennością. Warkoczące werble usypiały tego, kto spać nie zamierzał, wiedząc, że nikt go nie dobudzi, nie pozbiera „ołowianych pestek.” (egzekucja). Dziś w Auschwitz, pod ścianą straceń duchy składają wieńce, a cienie wozów, wywożących trupy, dalej krążą po ulicach, do czasu aż nie wywiozą / ostatniego świadka(ostatni świadek).
Kończący tę cześć tomiku - liryk pieśń, jest szczególnie przejmujący w wymowie.
Guziki przyszyte do wrzosowiska
Na krzyżach usiadły orły
Czekają kiedy wstaną ci
Ci co zamknęli oczy
(…)
w mogiłach chłopcy
w postawie na baczność
Czekają na kolejne starcie
„Chłopcy”, to właśnie ich zaledwie zdołała wychować Polska międzywojnia, dająca nadzieję wolności a przy tym gloryfikując patriotyzm. Gotowi są do walki, nawet poza grobem, ale towarzyszą im już tylko „orły na krzyżach, równie ufne i cierpliwe”.
Tragizm młodych, niedoświadczonych, ale pełnych nadziei, gotowych do walki o ojczyznę, to polski fenomen wierzących, że „za progiem Polska.”
Widmo nieoczekiwanej śmierci zatruwa. Nawet przy pomnikach najbliższych, w listopadowe święto liryczne „ja” odczuwa „obrazę na świat” nieżyjących, dramat zamknięty w pomnikach. Być może jest on ratunkiem dla żywych, odkryciem prawdy. Ale...umarli „mówią zimnymi ustami”, że milczenie jest złotem. Cóż bowiem można mówić kolejno, chociaż wybiórczo, o uczuciach Polaków do: Andersa, wrogów Armii Krajowej, do cichociemnych, bohaterów Gwardii Ludowej i do tych, którzy dawali Krzyże Zasługi za brak zasług, za nieludzką „sprawiedliwość”(nasza matka).
Niełatwo oglądać zgliszcza cieniom naszych bliskich, przed nimi stajemy oskarżeni o życie – skoro oni nie żyją. Jednak „przyślą po żyjących ciszę”, abyśmy, podobnie jak oni, mogli odejść w mrok. (cienie naszych bliskich). Ich istnienie poza czasem sprawi, że przestaną dręczy katów /za ideały z dziurawą czaszką, a powrócą w polskim mundurze / w bojowym szyku - sztandar stanie na baczność przed twarzami wymalowanymi śmiercią. Będą wszyscy - z zsyłek, powstań i ci najbardziej niewinni, godni, aby śpiewać o nich dzieciom. Polskie marzenia i tylko marzenia.
Ciekawa jest też polska archeologia. Wystarczy poszperać w piwnicy, pootwierać kufry , gdy odejdzie ktoś wielki, a nieznany. Ordery, zdjęcia, autografy, dystynkcje wyjaśniają, że był to, np. pułkownik drugiego pułku Ułanów Wileńskich. Pozostaje żal niewiedzy – dlaczego tak późno?! Ale tak właśnie odchodzi śmierć z muzeum, gdzie szkieletom przypina się ordery, przypominając ich młodość.” Wszystko za późno, tylko pomnik trzech krzyży wyciągnął i wyciąga ręce. Z Jego korony cierniowej wystają druty, wiele mówiące, a Bóg zastawił dobrotliwą ciszę – milczenie dla osieroconych w Katyniu ( dłonie w Katyniu).
W tym kraju zawsze na prawo życie, na lewo śmierć. Tylko żegnając Edytę Stein, dalecy świadkowie, „nienawiścią w miłości związani”, gotowi są przytulić do piersi głowy dzieci, które wraz ze świętą w ciemności smakowały cyklon (pożegnanie Edyty Stein).
Proroctwo kończące tę część tomiku jest boleśnie realne. Potrafimy bowiem spaloną trawę „odznaczyć zielenią”, drzewa same uzupełnią swoje korony, a domy „urodzą się na nowo” . Nawet sprawcy zła na zgodę podadzą sobie ręce / do następnego razu. Zło i okrucieństwo można bowiem oszukać, tylko oszukać – ono odnawia się w nowych formach…
Nic nie pomoże pomnik bohatera , nawet poświęcony, jest przecież „skazany na bezczynność?” (bohater) Ludzki apetyt na życie nie zna granic. Z grot i jaskiń, z kropli wody i dobrodziejstw ognisk wyprowadził człowieka ów apetyt i nie opuszcza przez wieki.
Orzeł polski, kiedy rozpostarł skrzydła, zaznaczając dziobem granice, poprosił o chleb. Nie wziął jednak pod uwagę apetytu ofiarodawców – „zdechł z głodu”, a jego koronę przetopiono. Trudno nawet zapłakać razem z tymi , którzy na tego orła czekali: idole powstań, Drzymała, Ordon, matematycy enigmy, cichociemni w sowieckich łapach, nawet „Dziady” mickiewiczowskie, zostawione w „czerwonym kraju”, który niszczył ludzi w imię „dowodów za”, jeszcze w roku 1981( 14 grudnia 1981).
Dlatego liryczne ja, niezmienne w tomiku, - przedstawia donos na siebie, dobrze charakteryzując czas i ludzi. Urodzeni w 1965 roku są już „nie-nasi”, zatem podejrzani, szczególnie kiedy dziadek wpajał im patriotyzm. Pod jego wpływem pamiętają o 17 – tym września, czytają zachodnie książki, miewają poprawkę z historii. Donoszącego wyrzucono z harcerstwa, zmuszono do zmiany szkoły, za to, że założył Związek Młodzieży Myślącej Inaczej. Aresztowali go jako najmłodszego wroga narodu.
Nie udało się, „dalej mówi co my myśli.” Być może źle odczytał zalecane studentom dzieła wybrane Lenina, Marks ,Engelsa łącznie z Biblią i z Donosami Bolka Lecha Wałęsy. „Donosiciel na siebie” przeżywał zresztą wiele trudnych chwil.
Tekst inna lekcja historii , celowo wieloznaczny, przedstawia emocje uczniów w związku z analizą powstania styczniowego. Podzielono uczniów na grupy, ale każda z nich myślała inaczej. Skutek: profesor zmarł na zawał serca. „Donosiciel …” miał wyrzuty sumienia, gdy niósł trumnę nauczyciela. Skutek zdarzenia jest dobrze znany wielbicielom polskiej historii: nie ma profesora, jedności też nie ma – została historia - dla wielu niezrozumiała .
Na przykład mały Jurek cieszy się tym co ma: modne spodnie, rower „góral”, książki z rysunkami i duże kieszonkowe. Poza tym, czyste buty, wyprasowaną koszulę, rower ojca i… otrzymał wreszcie zbędną informację o tym, że ojciec był TW ( tajny współpracownik minionego systemu) W świecie chłopca historia oniemiała, wyłącznie po szkolnemu, bezbarwnie przyjmuje informacje ( oczyma dziecka).
Nic zatem dziwnego, że modne dziś widowiska historyczne pozostają zaledwie kolorowym przekazem. Konie w galopie, jazda szczerząca kły, kartacze kąsające jak wilki, piechurzy w napięciu, chorągwie w ruchu i „Bogurodzica jako kibic. Tłumy patrzą, ale gdy dzwonek kończy widowisko i przewodnik milknie – historyczny miraż znika, a z nim prawda minionego ( opowieści przewodnika) …
A to minione żyje, otorbiło się w pamięci narodu, czeka na znak, aby się ujawnić, zmrozić wspomnieniem, do kieliszka pozbierać łzy, jako toast za polską codzienność. Siła polskich faktów z przeszłości nie może konkurować z niczym, Żadna strzelanina w Ameryce, żadni kochający inaczej, nawet krzyż pod Smoleńskiem, ani nadużywanie pobożności licheńskiej nie są zdolne przesłonić czy umniejszyć miłości do tego, co nazwano/ Polską. Nie pozwala na to siła zesłańców / co język czcili na krzyżu oraz duchy żołnierzy, świadome tego, że rozdarty naród / poszukuje języka. ( Polska na krzyżu, poszukać Polski).
Drobne sprawy dnia codziennego raczej zamykają nas na historię i świat. Zamiast wyciszać, uspokajać, budzą niewiarę w ciszę. Nawet kontakt z chorą matką okazuje się trudny wobec jej stwierdzenia: „normalna kolej losu”. A ten los kpi sobie z minionego, z dawnego domu, który rozpadł się, zniknął razem ze światem rodzinnej przeszłości. Coraz więcej „pustych krzeseł”, niezauważonych dziadków i słów - „ to ostatni raz”, spełniających się nieuchronnie (dawny dom. ostatnia wigilia). Coraz więcej tych, którzy w wygodnej pozie śpią, obojętni na pióro, fortepian nuty – na „oddech zdmuchniętej świeczki.” Coraz więcej spotkań z ojcem i porozumień z matką, która szykuje się na spotkanie z Bogiem, troszcząc się wyłącznie o swoje przygotowanie do wieczności (dla mamy). Coraz mniej wzruszeń, jakby je wyczerpała do cna groźna przeszłość. Nawet kamienne zimno nie straszy( Kamień i ja). Śmierć wydaje się łagodnym zasypianiem, przy którym odbieramy „niepewne kroki nowo narodzonej duszy (śmierć przyjaciela), a uspokojenie przy zamykaniu powiek tych, którzy odejść pragnęli. Nawet czarne zdarzenie samobójstwa nie wydaje się przerażające. Podobnie emigracja sąsiadów do lepszego jutra (druga strona ulicy). Pozostaje tylko problem anielskości drugiego bytu. Do aniołów z pewnością dołączą tacy, jak ojciec lirycznego podmiotu („czcij ojca swego”) czy dziecko utopione w sadzawce, ale nie ci, których groza przeobraziła, dla których zabraknie bieli i skrzydeł, nawet gdyby je obciąć ptakom.
Aura prześladowań pozbawia dobro niewinności - na zawsze. Pojawia się nowy próg: trzeba przekroczy codzienność, nową i nieznaną, czyli pokonać tęsknotę za rodzinnym domem, zrozumieć spotkania z innymi już rodzicami, z chorobą osób kochanych, ze śmiercią najbliższych. Trzeba „skamienieć” na nowy sposób – z aprobatą, zgodą na spokój.
Można wznosić toasty za polską codzienność, „do kieliszka pozbierać łzy na zdrowie.” To daje swoiste szczęście spełnienia niespełnionego. A co potem? Podobno jeszcze nie pora zapalić światło…/ przekręcić kartkę kalendarza.” Nowy próg?
To co teraz…? Brak perspektyw, czy cichy śpiew nadziei / tam gdzie przemawia cisza. Skrajny pesymizm – nie! To nawet nie prowokacja ideowa – to realizm. O Ojczyznę trzeba nieustannie się troszczyć, nieustannie przekraczać progi trudności, za każdym razem inne, uzależnione od biegu czasu i „nie obrażać się na życie”.
W treści liryków, zapatrzonych w „ Polskę za progiem”, mieści się również myśl znacznie, poważniejsza, a może przewrotna… Tomik wskazuje z pozycji jednostki sens życia zniewolonego niesprawiedliwością, okrucieństwem i nienawiścią dla samej nienawiści. Czytając słowa poety nie pytamy już, za popularną kiedyś piosenką, „gdzie są chłopcy z tamtych lat, gdzie dziewczęta? Ale nie dowierzamy historycznemu przesłaniu: „kto wie czy było tak? Współczesność nie jest zdolna uznać, że to nie był czas stracony dla tych, którzy przeżyli. Przypomnijmy mało znane słowa Jana, Jakuba Rousseau : Człowiek i obywatel może oddać społeczeństwu tylko jedno dobro – samego siebie .
Co dobrego przynosi zatem społeczeństwu „naznaczony śmiercią”, ale „ocalony” spośród wielu? „Ja” liryczne tomiku odpowiada jednoznacznie - jest świadkiem zła, a to zobowiązuje. Poznał wykonawców okrucieństw i kulisy zbrodni, może mówić, może ujawniać wiele , a także ostrzegać przed krzywdą pokoleń przyszłości , gdy staną przed próbą „zniewolenia aż po grób.”
Faktem pozostaje, że ukryty w tekście podmiot zewnętrzny (autor) był wierny sobie, że nie zakończył swego protestu, nie pogodził się ze zgrozą nienawiści, przybierającej różne barwy na przestrzeni wieku dwudziestego. Ta wierność okazała się jego siłą - poetycką przede wszystkim. Janusz, Piotr Kowalkowski daje polskiej kulturze dobro jedyne w ludzkim bycie, „siebie samego”.
W sześciu częściach swego tomiku przywołał trudności przekraczania progu, za którym jest wymarzona, oczekiwana ojczyzna. Czy na pewno ta właśnie? Czytelnik na to odpowie. Konstrukcja językowa liryki poety jest bowiem bardzo czytelna. Bezpretensjonalne słownictwo celnie uderza w progi trudności, akcenty uczuciowe w tekstach poruszają odbiorcę bez zbędnych zabiegów metaforycznych. Ton emocjonalny całego tomiku zachowuje właściwą miarę szacunku dla niezawinionych cierpień. Poeta stosuje też w niektórych tekstach ciekawy zabieg twórczy, nieoczekiwanie wprowadza rym, kontrastujący pozornie z formą wypowiedzi, ale celowy podkreślający prostotą istotę przekazu. (Np. cyt. wyżej):
bez tożsamości zostawieni sobie
dalej byli ludźmi
lecz w innej osobie
albo -
Wywiezieni
Zapomniani
Choć bez winy
Ukarani
Konsekwentnie, wykorzystując możliwości poetyki, zmierza twórca do pokonania trudności ostatecznej – braku przyjaźni z Bogiem.
Czego oczekuję
Mam wszystko co można sobie wymarzyć
Chciałby jedynie zaprzyjaźnić się z Bogiem
Niedługo się do Niego wybieram
Zapowiada zatem czytelnikom, często „obrażonym na życie”, nadzieję Dobra - oczekującego za ostatnim progiem.
**************************************************************
3) Pierwsze wydanie - wierszy dla dzieci